Na Stadion Miejski w Białogardzie zawitał lider V ligi Lech Czaplinek. Goście w tym sezonie nie zaznali jeszcze goryczy porażki. W dziesięciu meczach tylko raz podzielili się punktami. W pierwszej kolejce na własnym boisku ze Zrywem Kretomino po bezbramkowym remisie. Od tamtej pory Lech dzielił i rządził, choć dwa ostatnie spotkania miał wyraźnie pod górkę. Z Arkadią na wyjeździe i Wiekowianką u siebie zgarnął bowiem trzy punkty w niecodziennych okolicznościach. Najpierw po golu w szóstej minucie doliczonego czasu gry, a później po samobójczym strzale w ostatniej minucie meczu. Niemniej jednak z dwudziestoma ośmioma punktami i bilansem bramkowym 31-7 przewodził ligowej stawce.

Warto podkreślić, że klub z Czaplinka przez wiele lat występował z powodzeniem w IV lidze. Niestety, w ubiegłym sezonie musiał przełknąć gorzką pigułkę w postaci spadku.

A naprzeciw Lecha… ISKRA – zawsze z charakterem, zawsze głodna zwycięstw. Wicelider tabeli, drużyna, która porażkom się nie kłania, podobnie jak generał Świerczewski kulom. Trzy punkty różnicy między Lechem a Iskrą rozpalały emocje i pobudzały wyobraźnię na kilka dni przed ich starciem, które obwołane zostało hitem rundy jesiennej. Jak się miało okazać – bardzo słusznie.

Przed spotkaniem jedenastej kolejki IV ligi białogardzianie mieli na koncie osiem wygranych, remis i porażkę. Porażkę dotkliwą, bo u siebie z Arkadią aż 0:4 w czwartej kolejce. Potrafili jednak także niemiłosiernie łoić skórę swoim rywalom – 9:0 i 7:1. Ich bilans bramkowy wynosił 33-8. W ostatnich kolejkach klub z Białogardu prezentował równą i idącą w górę formę, co udowodnił szczególnie w dziesiątej kolejce z rewelacyjnie spisującym się w tym sezonie Wybrzeżem Biesiekierz. Na ich boisku, w batalii o drugie miejsce w tabeli, rozegranej w ulewnej aurze, Iskra nie pozostawiła cienia wątpliwości kto jest lepszy wygrywając 3:1.

Dodatkowym języczkiem u wagi sobotniego hitu miał być pojedynek najlepszych snajperów obu zespołów. Łukasza Jarzębskiego (Iskra – 16 goli), jednocześnie lidera ligowych strzelców oraz Tomasza Tomczaka (Lech – 11 goli).

Od początku spotkania widać było, że nikt pola gry za „dziękuję” nie odda. I że o grę w szachy tutaj nie chodzi. Szybko doszło do pierwszych starć ramię w ramię, łokieć w łokieć, noga w nogę. Jeszcze przed upływem kwadransa meczu dość bolesnej kontuzji nabawił się Mateusz Suchocki. Na tyle groźnej, że musiał zejść z boiska i… odjechać ambulansem na izbę przyjęć. Obie ekipy siadły na siebie, a gdy tylko nadarzyła się okazja próbowano akcji oskrzydlających, kilka zakończyło się dośrodkowaniami. Sytuacji bramkowych było jednak jak na lekarstwo, za to twardej walki o każdą piędź murawy mnóstwo. Mecz coraz bardziej się zaostrzał. Stawka dla obu drużyn była przecież wysoka. Lech bronił fotela, który był celem Iskry. Bronił skutecznie, wciąż był liderem. Był nim prawie do końca pierwszej odsłony spotkania. Prawie… W 44 minucie na Stadionie Miejskim przy ul. Moniuszki zapanowała euforia. Dośrodkowanie Lisiaka przedłużył obrońca Lecha, a piłkę głową do bramki wpakował Łukasz Jarzębski – goool i 1:0 dla Iskry. To siedemnaste trafienie białogardzkiego Wayne'a Rooney'a. W tym momencie białogardzianie zasiedli na tronie. By go utrzymać, mieli przed sobą jeszcze ciężej zapowiadające się czterdzieści pięć minut, bo ścigany stał się ścigającym. Role obu drużyn radykalnie więc się odmieniły.

Druga połowa rozpoczęła się od przepychanek, drobnych złośliwości, pyskówek. Za jedną z nich żółtą kartkę zobaczył Wojciech Łaniucha, motor napędowy Iskry. To jego akcje siały sporo zamieszania w szeregach gości. I to po jego wstrzeleniu piłki w pole karne, w 55 min. Filip Wesołowski strzałem z bliskiej odległości podwyższył wynik na 2:0! Lech odpowiedział groźnym strzałem Piotra Kibitlewskiego. W chwilę później Łaniucha zarobił drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Zasłużenie niestety, bo zupełnie bez sensu sfaulował bez jakiejkolwiek potrzeby. Ten czyn zemścił się błyskawicznie.

W 64 minucie Tomasz Tomczak (12 gol w sezonie) na pełnym biegu przerzucił piłkę nad Pończochą i zdobył gola kontaktowego. Zaraz potem Lech był bliski wyrównania. Tocząca się do pustej bramki futbolówka na szczęście została wybita. Do gry na dobre weszły nerwy. Żółte kartki sypały się jedna po drugiej. Co chwilę ktoś leżał na murawie. Dla służby medycznej nadszedł czas ostrego dyżuru, chociaż i wcześniej było całkiem sporo roboty z przywracaniem piłkarzy „do życia”. W pewnym momencie za linią autową zameldował się jeden z Lechitów, którego głowa tonęła we krwi. Czas uciekał, Iskra grała w dziesiątkę, Lech gonił wynik. Goście w 90 minucie stanęli przed swoją szansą. Z rzutu wolnego huknął Paweł Jurewicz, ale bramkarz gospodarzy nie dał się zaskoczyć. Do regulaminowego czasu sędzia doliczył trzy minuty, więc gra toczyła się dalej. Trener Paweł Drozdowski dokonał zatem dwóch taktycznych zmian. Czas dodatkowy minął, a sędzia wciąż nie kończył.

Minęły kolejne extra trzy minuty i… wreszcie rozległ się upragniony dźwięk gwizdka. Iskra lepsza w hicie rundy jesiennej. Iskra zwycięska. Iskra liderem!

1:0 - Ł.Jarzębski (44), 2:0 - F.Wesołowski (55), 2:1 - T.Tomczak (64)

Iskra: Pończocha - Zalewski, Kosmala, Żołnierek, Pokuciński - Przybysz, Łaniucha, Szczepański (90' Ambrożewicz), Suchocki (12' Wesołowski - 88' Chyrzewski), Lisiak - Jarzębski

Lech: Wilczyński - Kibitlewski, Jaremicz, Wożniak, Kuzio - Lewandowski, Bedliński, Kibitlewski, Tomczak T., Tomczak M. (86' Górniak) - Suska

Sędzia główny: Bednarek