Parsęta zwiosłowana
Administrator
14 śmiałków, a wśród nich m.in. olimpijczyk, oraz wicemistrz świata, chwyciło za wiosła i ruszyło ku bałtyckiemu morzu. Wystartowali w Byszynie, a do pokonania mieli 74 km i... kiepskie warunki atmosferyczne. W Wielką Sobotę odbył się maraton kajakowy na Parsęcie.
15 kwietnia, dokładnie o godzinie 8:00 z przystani kajakowej w Byszynie, „wypłynęła” szósta edycja Maratonu Kajakowego „Parsęta”.
Na starcie zameldowało się 14 osób, którym nie przeszkadzał nietypowy termin oraz kiepska pogoda.
Ostatnie deszczowe dni sprawiły, że woda w Parsęcie nieco się podniosła, co gwarantowało trochę szybsze płynięcie, jednak z lekka zwiększało też skalę trudności. Co ważne, w trakcie maratonu pogoda kajakarzy również nie rozpieszczała. Deszcz zaczął padać już w drugiej godzinie wyścigu i praktycznie nie ustawał aż do mety. Na szczęście wiatr, jaki według wcześniejszych prognoz miał towarzyszyć zawodnikom, nie był zbyt odczuwalny.
Tempo od samego startu było bardzo mocne, narzucili je Sebastian Szubski - były olimpijczyk, oraz Edmund Garczewski - obecny vicemistrz świata w kategorii masters.
5 km za elektrownią, pod jednym z drzew kontuzji doznał Edmund Garczewski i po trzydziestu kilometrach został zmuszony do wycofania się z wyścigu. Dalej na szpicy płynęli już tylko S. Szubski, M. Zielski i P. Rosada. Tak było do Ząbrowa, za którym na 15 km przed końcem Sebastian Szubski przeprowadził zdecydowany atak. Szarża opłaciła się. Olimpijczyk dotarł do mety z ponad minutową przewagą nad pozostałą dwójką. Jego czas to 5:45:58. Drugi był Michał Zielski, a 2 sekundy za nim Piotr Rosada. Strata czwartego zawodnika na mecie była już bardzo znacząca.
Wszyscy zawodnicy zmieścili się na mecie w czasie 9 godzin (limit czasu wynosił 12h). Niestety dwie osoby zmuszone były się wycofać. Natomiast dwóch ostatnich kajakarzy przed dotarciem do Kołobrzegu musiało zmagać się z bardzo silnym szkwałem, któremu towarzyszyła ulewa wraz z gradem. Zakończenie imprezy odbyło się w kołobrzeskiej Marinie Solnej.
Za dwa tygodnie pięciu najlepszych „z prądem”, zmierzy się z Parsętą „pod prąd”. Dystans ten sam, czyli 74 km, limit czasu również - 12 godzin. W tym maratonie na kajakarzy czekają już 3 profesjonalne wiosła - Art-Paddles, oraz dzięki firmie Unity Line wyjazd na 24-godzinny maraton kajakowy do Malmo w Szwecji.
Zmagania kajakarzy z Parsętą nie dobiegły zatem jeszcze końca. 29 kwietnia najtwardsi popłyną w górę rzeki. Start w Kołobrzegu, ostatnie 14 km rozgrywać się będzie w późnych godzinach popołudniowych na odcinku z Białogardu do Byszyna.
Na starcie zameldowało się 14 osób, którym nie przeszkadzał nietypowy termin oraz kiepska pogoda.
Niektórzy zawodnicy przybyli z odległych zakątków Polski, takich jak Mława, Dęblin, Malbork, Wrocław, Bydgoszcz, Swarzędz, Szczecin, ale był też reprezentant pobliskiego Karlina– mówi białogardzianin Piotr Rosada, organizator i uczestnik zawodów.
Ostatnie deszczowe dni sprawiły, że woda w Parsęcie nieco się podniosła, co gwarantowało trochę szybsze płynięcie, jednak z lekka zwiększało też skalę trudności. Co ważne, w trakcie maratonu pogoda kajakarzy również nie rozpieszczała. Deszcz zaczął padać już w drugiej godzinie wyścigu i praktycznie nie ustawał aż do mety. Na szczęście wiatr, jaki według wcześniejszych prognoz miał towarzyszyć zawodnikom, nie był zbyt odczuwalny.
Tempo od samego startu było bardzo mocne, narzucili je Sebastian Szubski - były olimpijczyk, oraz Edmund Garczewski - obecny vicemistrz świata w kategorii masters.
Rozpocząłem pościg za tą dwójką, a towarzyszył mi Michał Zielski. Punkt w Białogardzie (po czternastu kilometrach od startu) osiągnęliśmy po godzinie i 7 minutach, ale dopiero na elektrowni w Rościnie udało nam się dopaść prowadzących– relacjonuje P. Rosada.
5 km za elektrownią, pod jednym z drzew kontuzji doznał Edmund Garczewski i po trzydziestu kilometrach został zmuszony do wycofania się z wyścigu. Dalej na szpicy płynęli już tylko S. Szubski, M. Zielski i P. Rosada. Tak było do Ząbrowa, za którym na 15 km przed końcem Sebastian Szubski przeprowadził zdecydowany atak. Szarża opłaciła się. Olimpijczyk dotarł do mety z ponad minutową przewagą nad pozostałą dwójką. Jego czas to 5:45:58. Drugi był Michał Zielski, a 2 sekundy za nim Piotr Rosada. Strata czwartego zawodnika na mecie była już bardzo znacząca.
Wszyscy zawodnicy zmieścili się na mecie w czasie 9 godzin (limit czasu wynosił 12h). Niestety dwie osoby zmuszone były się wycofać. Natomiast dwóch ostatnich kajakarzy przed dotarciem do Kołobrzegu musiało zmagać się z bardzo silnym szkwałem, któremu towarzyszyła ulewa wraz z gradem. Zakończenie imprezy odbyło się w kołobrzeskiej Marinie Solnej.
Dzięki hojności naszych sponsorów, głównie burmistrza Białogardu Krzysztofa Bagińskiego i Pasiece Fujarskich z Kluczewa, wszyscy uczestnicy Maratonu Parsęta wyjechali z imprezy z większymi lub mniejszymi nagrodami. 5 najlepszych zawodników otrzymało specjalne nagrody ufundowane przez firmę Unity Line oraz Art-Paddles. Nagrody te będą mogły być przez nich odebrane 29 kwietnia, kiedy to odbędzie się drugi maraton na tym samym dystansie, z tym tylko że pod prąd– informuje organizator imprez na Parsęcie Piotr Rosada.
Za dwa tygodnie pięciu najlepszych „z prądem”, zmierzy się z Parsętą „pod prąd”. Dystans ten sam, czyli 74 km, limit czasu również - 12 godzin. W tym maratonie na kajakarzy czekają już 3 profesjonalne wiosła - Art-Paddles, oraz dzięki firmie Unity Line wyjazd na 24-godzinny maraton kajakowy do Malmo w Szwecji.
Zmagania kajakarzy z Parsętą nie dobiegły zatem jeszcze końca. 29 kwietnia najtwardsi popłyną w górę rzeki. Start w Kołobrzegu, ostatnie 14 km rozgrywać się będzie w późnych godzinach popołudniowych na odcinku z Białogardu do Byszyna.