Samotność długodystansowców
29 kwietnia o godzinie 8.00 kajakarze wyruszyli z Kołobrzegu do Byszyna przy pięknej pogodzie, po godzinie jednak zaszło słońce, a po następnej zaczęło padać. Zrobiło się bardzo zimno. Ze względu na dystans musieli płynąć ekonomicznie, ale też nie za wolno, żeby nie wychłodzić się. Po drodze na śmiałków czekało wiele nieprzyjemnych niespodzianek – różnego rodzaju przeszkody, często niebezpieczne.
Zdecydowanie najtrudniejszy odcinek to ostatnie 14 kilometrów do mety, ale w sumie wcześniej też było niemało trudnych miejsc do pokonania. Np. w samym Białogardzie - bystrze, które przy nie najwyższej wodzie zaczyna bardzo falować, a przy sporym spadku i płytkiej wodzie potrzeba końskiej siły, żeby wciągnąć kajak na jego szczyt. 2 kilometry za Białogardem zaczynają się na rzece wiraże. Kajak "Stinger”, na jakim płynąłem, nie jest demonem zwinności i na wielu ostrych zakrętach trzeba było prawie stawać, ustawiać kajak dziobem pod nurt, by móc płynąć dalej. Co ważne, nurt Parsęty jest tutaj bardzo silny, a do tego rzeka nie płynie prosto. Rzucało więc kajakiem na wszystkie strony. W pewnym momencie natrafiłem dodatkowo na prawie całkowicie zatarasowane miejsce. Woda napierała niemiłosiernie, walka z żywiołem kosztowała mnie sporo sił, ale wygrałem to starcie
– relacjonuje organizator imprezy i jej zawodnik Piotr Rosada.
Koniec końców zawodnicy cali i zdrowi dopłynęli do mety, gdzie czekało na nich ognisko i garnek ciepłej zupy. Pierwszy był Piotr Rosada z czasem 10 godzin 57 minut 7 sekund. Michał Zielski dopłynął prawie na styk limitu – jego czas to 11 godzin 55 minut 39 sekund. W nagrodę kajakarze otrzymali wiosła węglowe firmy Art-Paddles i… bilet na wyjazd na morderczy 24-godzinny maraton do szwedzkiego Malmoe. Co ciekawe, w poprzednim maratonie na Parsęcie sprzed dwóch tygodni, lepszy był Zielski, a obaj kajakarze popłynęli razem 22 kwietnia w kategorii K2M w Vohandu Maraton w Estonii, gdzie zajęli 4 miejsce.
Muszę przyznać, że zupę przygotowaną przez Monikę i Artura Sumarów ze Szczecina zjadłem z wilczym apetytem. Artur miał też płynąć, ale do Białogardu zamiast kajaka przywiózł właśnie gar gorącej zupy. Na swój talerz zapracował też Michał Zielski, choć był bardzo bliski pozbawienia się tej przyjemności. „Zabrakło” mu nieco ponad 4 minuty
– śmieje się P.Rosada.
Pierwsza edycja "Maratonu Parsęta Pod Prąd - 74KM" za nami. Czy będą następne, to już zależy od chętnych. W każdym razie my swoje zrobiliśmy i mamy lekko dosyć.
Maraton na Parsęcie wspierało Miasto Białogard.