Krowie rogi dla Świdwina
Administrator
Czterdzieści i cztery razy stawali już vis a vis siebie wojowie dwóch „zwaśnionych” grodów Białogardu i Świdwina. Z powodu… krowy. W ostatniej „Bitwie o krowę”, rozegranej 17 czerwca na świdwińskim podzamczu górą okazali się gospodarze, przełamując pięcioletnią supremację białogardzkiej drużyny.
Turniej nawiązuje do historycznej bitwy pomiędzy mieszkańcami Białogardu i Świdwina, rozegranej 15 lipca 1469 roku, której „sprawcą” była właśnie krowa. Pięćset lat później oba miasta spór wznowiły. I tak trwa on do dziś, ale współczesna „Bitwa o krowę” nie jest już krwawą potyczką, a pokojową rywalizacją w sportowym duchu walki.
W niedzielne przedpołudnie wojowie Białogardu tradycyjnie powitani zostali przed kolejowym dworcem. Tam burmistrzowie obu miast półgęskiem i szklanicą piwa „przypieczętowali” przyjaźń i nakazali ruszyć… do boju. Następnie wspólny „bitewny” korowód w asyście świdwińskiej orkiestry, przy raz po raz oddawanych, ogłuszających salwach z hakownic przemaszerował ulicami 3 Marca i 1 Maja pod bramę, gdzie burmistrz Białogardu Krzysztof Bagiński prastarym obyczajem dla halabardników rycerskich myto-miód pitny zastawił, by zbrojni bezpiecznie przejść na plac bitewny mogli. Zanim do tego jednak doszło, rycerstwo ruszyło na mszę św. do kościoła pw. MBNP modły o pomyślność do niebios wznosić.
Po tych niezbędnych zabiegach czas na walkę przyszedł. Oko w oko, ramię w ramię, w piętnastu konkurencjach, na podzamczu świdwińskim. Tuż przed rozpoczęciem ostatecznej konfrontacji obu miast zgromadzona gawiedź zobaczyła inscenizację średniowiecznej „krowiej” potyczki w wykonaniu m.in. Koszalińskiej Kompanii Rycerskiej. A później zaczęła się 44. „Bitwa o krowę”. Początek zmagań był dość wyrównany. Choć dwa pierwsze zadania Białogard przegrał - „grę wstępną” (trzymanie jedną ręką miecza) i „gospodarną gospodynię” (wrzucanie do fartuszka różnych akcesoriów), to dwa następne przechylił na swoją korzyść - „oddać mieczem” (odbijanie mieczem piłek tenisowych) i „toporem na niedźwiedzia” (rzuty toporkiem do okrąglaka na stelażu). Dalej strzelano z łuku, łapano „byczka” za rogi, rzucano włócznią do „dzika”. Bój wciąż był wyrównany, ale przede wszystkim toczony w przyjaznej atmosferze. Poziom adrenaliny podniósł się gwałtownie, gdy forsowane były pasy cnoty. Polegało to na rozpiłowaniu brzeszczotem ogniwa spinającego na dziewczynie pas cnoty, zdjęciu pasa i przeniesieniu białogłowy na materac. Tę konkurencję Świdwin wykonał szybciej, do żywego ucieszony stanem posiadania kolejnych punktów. Białogard wziął tymczasem rychły odwet w strzelaniu z kuszy „po srom bobrowy”. Potem kolejne zadania - rzucanie wianków na krowie rogi, przerąbanie beli drewna, strącanie cepem piłek lekarskich - padały łupem to jednych to drugich na przemian. Wydawało się, że może być remis, bo białogardzianie mimo trzech punktów straty do rywala nie dawali za wygraną. Jednak wygrywając trzynastą (lanie wody do dzbana z wysokości) i czternastą (wyścigi na szczudłach) konkurencję świdwińska drużyna zapewniła sobie zwycięstwo w całym turnieju. Ostatnie zadanie „EURO 2012 – strzelanie piłką do wrót obory” było już tylko formalnością. Końcowy wynik: 25 do 21 dla Świdwina. Tym samym krowie rogi po pięciu latach powróciły na Zamek w Świdwinie. A po sportowej walce wojowie obu grodów pobitewny plac zamienili na biesiadną komnatę, gdzie zgodnie z tradycją wespół w zespół ucztowali i wiwatów na swoją cześć nie skąpili.
Na pożegnanie ze Świdwinem Białogard zapowiedział srogi rewanż. Za rok bitwa z powrotem na białogardzkiej ziemi toczona będzie. Po raz czterdziesty piąty.
Burmistrz Białogardu Krzysztof Bagiński serdecznie dziękuje wojom Białogardu i Świdwina za godną rycerzy postawę i wspaniałą atmosferę podczas 44. „Bitwy o krowę”.