74 kilometry po Parsęcie. Za pierwszym razem z prądem, za drugim pod prąd
Administrator
Niedługo do Białogardu zawitają prawdziwi „wodni” twardziele. Z wiosłem w rękach będą pruć kilkadziesiąt kilometrów z nurtem rzeki, a potem popłyną w kierunku jej ujścia. To na pewno duże wyzwanie, wymagające dyscypliny i hartu ducha. Pomysłodawca tych maratonów kajakarskich zarzeka się, że nie trzeba być herosem, by pokonać przynajmniej jeden z nich – ten z prądem. Sam o sobie mówi, że w kajaku „pracuje” na pełen etat.
Białogardzianin rozmawia z organizatorem i zawodnikiem maratonów na Parsęcie białogardzianinem Piotrem Rosadą.
W kwietniu na Parsęcie odbędą się dwa kajakowe maratony. Czym się one charakteryzują?
- Pierwszy z maratonów odbędzie się 15 kwietnia, jego trasa liczyć będzie 74km. Start w Byszynie na przystani kajakowej o godzinie 8:00, meta w Kołobrzegu pod ostatnim mostem obok Mariny Solnej. W tym maratonie mogą wziąć udział dosłownie wszyscy, gdyż limit czasowy wynosi aż 12 godzin. Gwarantuję, że w tak długim czasie nawet najgorzej wiosłująca osoba na najgorszym kajaku jest w stanie się zmieścić. Rodzaj kajaków, na jakich będą płynąć uczestnicy zależy od posiadanych umiejętności. Mogą to być typowe kajaki turystyczne, jedno i dwuosobowe, jak i już bardziej wymagające kajaki typu morskiego, multisporty, czy nawet typowe kajaki regatowe.
Drugi maraton rozegra się 2 tygodnie później – 29 kwietnia. Również na tym samym dystansie z tym tylko, że pod prąd. Udział w nim będzie mogło wziąć 5 pierwszych osób z pierwszego maratonu z prądem. Dla nich też przewidziane są bardzo cenne nagrody - 3 węglowe wiosła typu łyżka firmy Art-Paddles oraz 2 wyjazdy na 24-godzinny maraton kajakowy w Malmo w Szwecji.
Na obu maratonach będą usytuowane punkty kontrolne, na których uczestnicy będą mogli sie posilić, a na mecie na wszystkich będzie czekał gorący obiad, dyplomy, oraz nagrody dla najszybszych. W sumie jednak dzięki pomocy burmistrza Białogardu nagrody otrzymają wszyscy uczestnicy tych imprez.
W pana dorobku kajakarskim jest ustanowienie rekordu Parsęty pod prąd. Będzie nowy rekord w tym roku?
- Owszem, ustanowiłem swego czasu rekord na rzece Parsęcie płynąc pod prąd na odcinku Kołobrzeg - Krosino, było to chyba około 116 km. Podczas tegorocznego maratonu pod prąd będziemy płynąć tylko 74 km do Byszyna, więc nie będzie mowy o pobiciu tamtego rekordu. Ja osobiście, póki co, nie zamierzam bić swojego rekordu, brak mi po prostu na to czasu.
Uczestniczy pan w wielu ekstremalnych zawodach kajakowych. Co to za zawody, jak się pan do nich przygotowuje?
- Od wielu lat pływam w extremalnie długich maratonach, takich jak Gauja XXL na Łotwie - 320km, lub Gauja XXL Ultimate - 420 km, gdzie byłem już kilkakrotnie. Rok temu popłynąłem 420km i wygrałem. Innym maratonem jaki sobie upodobałem jest M24KC w szwedzkim Malmo. Jest to 24-godzinny maraton po kanałach tego miasta. Uczestniczyłem w nim już 5 razy, z czego 3 razy wygrałem - za każdym razem ustanawiając nowy rekord trasy, który obecnie wynosi 216,945 km. Poza tym biorę udział corocznie w ponad 10-ciu maratonach - od 50 do 130 km. Niektóre z nich są poza granicami kraju, w Estonii, Szwecji, w Niemczech. Sezon maratonowy zaczyna się już z początkiem kwietnia, a kończy w październiku. Przez cały ten czas trzeba być aktywnym. Ponadto poza sezonem też trzeba trochę naładować akumulatory, by przygotowywać się właściwie do następnego sezonu. Jednym słowem "praca" na pełen etat. Poza sezonem pływam, o ile woda nie zamarznie, tylko w weekendy, w sezonie zaś jest to około 5 razy w tygodniu. Tylko w tamtym roku przepłynąłem kajakiem ponad 6 tysięcy kilometrów.
Czy jest pan zrzeszony w jakimś klubie, czy w ogóle istnieją jakieś kluby, organizacje skupiające panu podobnych sportowców?
- Nie jestem zrzeszony w żadnym klubie. Aby móc poświecić się pasji kajakowej nie ma takiej potrzeby. Owszem w dużych miastach istnieją kluby i różne stowarzyszenia kajakowe, ale żeby brać udział w maratonach kajakowych nie ma konieczności być członkiem takich organizacji.
Na jakim kajaku pan pływa? Czy zawsze jest to jeden i ten sam kajak?
- Pływam na kilku kajakach. Wybór kajaka jest uzależniony do akwenu na jakim się znajduję. Na średnie rzeki najczęściej wybieram kajak morski o szerokości 52cm i długości 5,50m, na łatwiejsze akweny typu szerokie rzeki i jeziora biorę kajak węższy - 48cm szerokości, 520cm długości. Po bardzo małych, zawalonych drzewami rzeczkach pływam kajakiem o długości 305 cm, ale to już się dzieje coraz rzadziej. Wielokrotnie też pływam z żoną kajakiem dwuosobowym o długości 650cm i szerokości 55cm, często też biorąc udział w tych krótszych maratonach. Najbardziej znaczącym z nich jest Dalsland Kanot Maraton w Szwecji 55km, zaliczany do Pucharu Świata w Maratonie. Dwukrotnie udało nam się znaleźć tam na podium. Trzecie miejsce w roku 2015 i 2016.
Od kiedy pan wiosłuje? Jak zaczęła się pana przygoda z wiosłem?
- Trudno jest mi teraz sięgnąć pamięcią do moich kajakowych początków, ale pewnie dawno minęło już 10 lat, jak po raz pierwszy wsiadłem do kajaka. Początki były typowo turystyczne, dopiero od dobrych 6 lat zacząłem traktować kajakarstwo jako sport, oczywiście na poziomie zawsze typowo amatorskim.
Zna pan już wszystkie ważniejsze rzeki w Polsce? Są pośród nich takie, których pan nie lubi, które są szczególnie niebezpieczne lub utrudniają pływanie?
- Na początku mojej kajakowej przygody bardzo korciło mnie poznawanie nowych rzek, przepłynąłem ich wiele, ale prawie zawsze porównywałem je do naszej Parsęty i dochodziłem do wniosku, że to co jest na rzece oddalonej od Białogardu o setki kilometrów, również mogę znaleźć na rzece pod domem. Parsęta jest bardzo różnorodna, potrafi być bardzo łatwa, jak i bardzo trudna. Wszystko jest uzależnione od odcinka na jakim się znajdziemy oraz poziomu wody. Rzeki niebezpieczne to te, które bagatelizujemy. Każda woda może być niebezpieczna.
Miał pan jakieś ciekawe zdarzenia lub wypadek na rzece?
- Ciekawych zdarzeń na rzece mam po kilka dziennie, więc nie ma sensu o nich mówić. Wypadek to najpoważniejsze zdarzenie, jakie sobie przypominam. To wydarzyło się w Niemczech podczas maratonu na morzu. W trakcie bardzo wietrznej pogody i wzburzonym morzu wypadłem z kajaka i nie byłem w stanie na wodzie do niego wsiąść, pomimo obecności łódek asekuracyjnych nikt mnie nie widział. Dryfowałem tak uczepiony kajaka w wodzie o temperaturze 10 stopni. Na szczęście znosiło mnie do brzegu. Gdy do niego dotarłem byłem zobojętniały i prawie nieprzytomny z oziębienia organizmu. Z wielki trudem, słaniając się na nogach, wyszedłem na brzeg i przespałem na nim dobrą godzinę. Jak się przebudziłem i doszedłem do siebie… wsiadłem w kajak i popłynąłem do mety maratonu, brakowało około 30km. Przeżyłem, ale od tego czasu nabrałem ogromnego respektu do zimnej wody.
Kajakarstwo to sport elitarny? Wymaga dużych wyrzeczeń, nakładu pracy?
- Kajakarstwo nie jest sportem elitarnym, wręcz odwrotnie. Pływać kajakiem może każdy. Jest to sport dość tani, o ile nie poszukuje się zbyt często nowych rozwiązań technologicznych w kajakarstwie. Wówczas można wydać fortunę, a wcale nie musi poprawić to naszych osiągnięć. Na pewno jest to sport wymagający dużej sprawności, opanowania, równowagi w kajaku, wielu poświęceń i godzin ciężkiej pracy. Oczywiście na poziomie typowo rekreacyjnym wszystko to można zminimalizować do formy, jaka sprawiać będzie nam przyjemność.
Jak by pan polecił uprawianie kajakarstwa innym? Dlaczego warto to robić?
- Dla osób które lubią obcowanie z naturą, ruch na świeżym powietrzu, lubią wodę i chcą się nieraz zmęczyć, kajakarstwo będzie jedną z najlepszych form spędzenia wolnego czasu. A czy warto to robić, to nie powiem. Każdy indywidualnie musi sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Życzymy zatem udanych maratonów i mnóstwa ruchu na świeżym powietrzu.
- Serdecznie dziękuję.
Białogardzianin nr 859 z 7 kwietnia 2017